Gdy tak przechadzałyśmy się po lesie cały czas rozmyślałam o tym, co by było gdyby nasza wataha rozpadła się... Gdyby tak wszyscy rozeszli się w swoją stronę... A ja, ja zostałabym sama, pozostawiona na pastwę losu... Lecz zaraz słyszałam ten cichy głosik, który mówił nie, to niemożliwe... Była to nadzieja. I nagle usłyszałam krzyk, był o wiele głośniejszy od tego w głowie...
- Tasha! Uważaj!- był to głos przerażonej Mysterys - Nic ci nie jest?
- Dlaczego miało by mi coś być? - w tej chwili uświadomiłam sobie że leże w głębokim rowie z wodą.
- Poczekaj tu, nigdzie się ruszaj! Rozumiesz! Idę po pomoc.
- Jakbym mogła gdzieś iść- zażartowałam.
<Mysterys? Dokończysz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz